środa, 21 marca 2012

Oliwki "krayiowe"

Już od dawna zbieram się do opublikowania przepisu na tzw. oliwki krajowe. Podczas swych poszukiwań związanych z doktoratem, zwróciłam uwagę na przepisy na oszustwa kulinarne, o których wspominałam już wcześniej. Zagadnienie to jest wyjątkowo ciekawe, zwłaszcza przez pryzmat współczesności, czy czasów jeszcze dawniejszych. Wychodzi na to, że z takimi oszustwami mamy do czynienia zarówno dziś, jak i mieliśmy kiedyś. Wynika to z kilku przyczyn. Ale po kolei.

Przede wszystkim należy ustalić czym jest owe oszustwo, jak zdefiniować to zjawisko?
Wymienię w punktach przykłady i odmiany oszustw kulinarnych:
1. Zastępowanie jednych produktów drugimi, czyli używanie tzw. surogatów.
2. Dodawanie do produktów innych substancji w celu zwiększenia ceny, kosztem jakości - np. dodawanie do czekolady krochmalu - ale o tym kiedy indziej.
3. "Zabawy stołowe" w celach czysto rozrywkowych - tyczy się to raczej czasów wcześniejszych niż XIX wiek. Mam tu na myśli takie przedsięwzięcia jak podawanie żywego kapłona na stół, czy układanie różnych zwierząt na kształt innych.

Przedstawiony w tym poście przepis zalicza się do pierwszej grupy oszustw. Wynikały one przede wszystkim z tego, że produkt oryginalny zaliczany był do kosztownych. Nie wszystkich było na niego stać i dlatego szukano zamienników.


A więc do dzieła, zaczynamy eksperyment!
Musimy zgromadzić produkty, a w tym celu należy narwać derenia lub śliwek jeszcze niedojrzałych. Ja zrobiłam z mirabelek, bo zarówno kształt jak i wielkość zbliżone są do oliwek.
Następnie po umyciu wsypujemy je do słoika i zasypujemy solą oraz zalewamy mocnym octem. Po kilku dniach zlać ocet i dodać do niego drugie tyle świeżego. Będzie to nasza przyszła zalewa. Aby ją spożądzić należy ją zagotować z dodatkiem bobkowych liści, pieprzu angielskiego i cząbru. Po zagotowaniu należy jeszcze dodać soli i poczekać, aż wystygnie. Oliwki się zalewa i są one właściwie gotowe do spożycia.



Autor przepisu, niejaki Pan Leńczowski twierdzi, że smakują one jak prawdziwe oliwki. No cóż ja zrobiłam i nie mogę powiedzieć tego samego. Przede wszystkim współcześnie robi się je w zupełnie inne zalewie i być może tu tkwi problem, a być może wynika to z mojej pomyłki w kwestii octu. Dlaczego? Ponieważ ja użyłam dzisiejszego spirytusowego, a jednak w XIX wieku używano innego, np. jabłkowego. Co do mocnego octu, który występuje w przepisie, to postaram się odgrzebać na niego przepis XIX wieczny, bo gdzieś mi się przewinął...

Konkludując - wytworzone przeze mnie oliwki da się zjeść i nie ma żadnych rewelacji żołądkowych po ich spożyciu, ale nie łechcą szczególnie podniebienia!

wtorek, 20 marca 2012

Ratujemy beczkę piwa. Z dawnych metod konserwacji żywności.

Witam wszystkich wiosennie! A jest i po co i na co, bo za oknem prawdziwa wiosna. Na jak długo? To się zobaczy...

Zalegając na sekretariatowym fotelu mam możliwość nadrobienia zaległości kulinarno-piśmienniczych, ponieważ żadnej poważnej pracy przeprowadzić nie mogę, a to z uwagi na tzw. interesantów, co to wiecznie czegoś chcą. I tym sposobem zalegam ze sprawami inwentaryzacji i animacji z reduty Oriona! Ale nic to, przynajmniej oddaje się z przyjemnością lekturze "poradnika zdrowia..." z początku XIX wieku.

Postanowiłam wrzucić, krótką ciekawostkę piwowarską, którą wygrzebałam z Piasta, którego powtórnie przeglądałam, w bliżej nie określonym celu.



Z niemieckich nowości, ktoś postanowił donieść, że jest sposób na zbyt szybkie kwaśnięcie piwa. A mianowicie do beczki z piwem należało dodać upalonej bylicy i drzewa bukowego. Upalonej to mało powiedziane, bo konkretnie chodzi o popiół powstały ze spalania wyżej wymienionych. Może też być węgiel, który się ściera na proszek.

bylica

liść drzewa bukowego

To już kolejny przykład w literaturze, z jakim się spotykam, który ma potwierdzać dobroczynny wpływ węgla (dobroczynny w sensie wydłużający termin przydatności do spożycia) czy popiołu na produkty łatwo ulegające psuciu. Z resztą nie tylko te łatwo ulegające psuciu. Generalnie popiół ma właściwości konserwujące. A jak to się dzieje?
cytując Wikipedię:
"Popiół — stała pozostałość po spaleniu substancji organicznej, np. paliw stałych lub płynnych, czy masy organizmów żywych. Popiół jest produktem wtórnym, otrzymywanym przez działanie wysokiej temperatury na substancje mineralne zawarte w materiale. Zawiera większość pierwiastków, które się w nim znajdowały, choć wchodzą one po spopieleniu w skład innych związków chemicznych."

I tak w przypadku popiołu roślinnego uzyskuje on odczyn zasadowy, który ma silne właściwości konserwujące, ponieważ działa zabójczo na wszelkie drobne żyjątka, które mogłyby rozwinąć się i w ten sposób popsuć produkt - w tym przypadku, o zgrozo!, nasze piwo!